Stercząc w kolejkach w sklepie spożywczym Hoffmana przy Armii Czerwonej, jako młokos patrząc uczyłem się warsztatu kupieckiego: ogórki, kapusta, śledzie – wszystko z beczki, owijane w papier. Na progu lat 60. terminowałem skacząc szefowi po oranżadę do nowej cukierni na Starym Rynku. W tamtych czasach w „punktach detalicznych” towar w pergaminie podawały ekspedientki. Przełom dekad lat 60. i 70. to wyższa szkoła jazdy: funkcjonowały sklepy samoobsługowe, bez przyodzianych w wyfasowane fartuszki sprzedawczyń. Osłupiały innowacją klient spotkał się tete-á-tete z artykułami w fabrycznych opakowaniach, na półkach. W mieście psocił handel spółdzielczy, który odróżniał się od „konkurencyjnego” handlu miejskiego manekinami. Po prostu, w PSS za okratowanymi wystawami sklepów przemysłowych zwodziły falbaniaste kukły, w MHD za tymi samymi kratami – przeciwnie, nie i już!
Po roku 90. nastało nowe. Demokratyzm obrodził całodobowymi super- i mega marketami z przestronnymi placami postojowymi. Pełny asortyment w handlu nie budzi zdziwienia, gorzej z gotówką. Niedostatek pieniędzy rekompensują ludziom folia, czytniki, kamery, informacja, ochrona, kafelki. Po powierzchniach sprzedażowych już się nie chodzi, lecz stąpa.
Kioski przepadły, sklepy ocalały. Lepsze lokują się w tęczowych pasażach, galeriach i centrach. Drugorzędne z nienadążającą reklamą, bez ekstra witryn szukają swej szansy w ciągach przyciasnych ulic. Jest swoboda, nie ma przymusu kupowania, nabędziesz „wszystko”. W czym więc rzecz?
Istotą życia kupieckiego „od zawsze” są ceny. Nietrudno zrozumieć, że w klasycznym handlu detalicznym z natury bywa drożej, niż w panującym obecnie obrocie masowym. Kiedyś korzystniej zaopatrywało się za miastem, choćby w GS. U straganiarzy na rynku też było taniej, ale o tym trzeba jak najszybciej zapomnieć. Ten kto obecnie kupuje w sklepach wiejskich, już wie, że tam ceny przy zawężonej ofercie i mniej zasobnej klienteli są najwyższe. W gatunku gorzej, lecz w cenie - ho, ho! - jak na Polach Elizejskich.
Dyskusje o inwazji zachodniego kapitału do polskich miast mamy za sobą: zniszczą, stoczy się kultura, ludzi upodli anonimowość! W debacie publicznej syczeliśmy na barbarzyńców znad Sekwany, Tamizy i Sprewy, wysysających krwawicę nadwiślańskich sklepikarzy. Wciąż jeszcze obrońcy miejsc pracy upominają się o dni targowe, stanowiska przy kasach i godziny otwarcia.
Jednakże czegoś tam się nauczyliśmy. Orientujemy się, na czym polega współczesne kupiectwo. Oprawcy przywieźli patenty na organizację handlu, przyuczyli też naszych zza lady - wiemy co to jest rotacja dostaw, ustawili kasy, wprowadzili nowe formy płatności, kuglują półkami, zaskakują zmienną ekspozycją, kuszą nowinkami, nie boją się eksperymentów, lansują się w mediach, śledzą nastroje.
Wszystko w promiennej oprawie.
Powiedzmy szczerze, czy nasz kapitał nie przyparty do muru na takie ryzyko zdobyłby się? Na pewno? Handel masowy poraża prywaciarzy marżą jednostkową. Duży obrót przy możliwie optymalnie niskich narzutach stabilizuje biznes. Nadejdzie godzina, w której intuicyjna działalność gospodarcza bez reszty ustąpi zimnym zawodowcom. Zrozumiemy istotę bezpieczeństwa biznesu, że ma być non stop – dziś, jutro, pojutrze!
Nie chcemy żadnej z aktywnych korporacji dyskredytować. Można się czepiać kłębiącej się niekiedy ciżby przy kasach, narzekać na ofrankowane wózki, dziwić się formom traktowania niesubordynowanej klienteli, ale – nie bójmy się tej opinii – w castingu najlepszych przybytków handlowych pierwsze miejsce należy się Lidlowi, marketowi nad Iną!
Pracują zespołowo, tam naprawdę mają drużynę. Na razie drugiego miejsca nie przyznajemy.
da Videk podziwiam twoją inwencję twórcza. Cykliczność twoich feletionów jest bezsporna. Zastanawiam sie czy istnieje realna szansa na wydanie zbioru pod nazwą np. Pana da Vidka spojrzenie na .... stargard .... szczeciński?
taka (89.229.111...) 27-02-2011 22:43
4.
To ja może skomentuję artykuł (felieton?). Czy naprawdę w naszym mieście jest aż tak źle z dziennikarzami? Dlaczego promuje się tak niedopracowane, pompatyczne, z błędami (sic!) teksty? Przecież muszą gdzieś być ludzie, którzy oprócz tego, że chcą, lubią, to jeszcze umieją pisać!
pisarczyk (83.21.25...) 28-02-2011 10:35
5.
Panie da Videk wspomnienia to piękna rzecz,ale żyjmy przyszłością.
keszel (178.42.129...) 28-02-2011 13:51
6.
Panie pisarczyk tradycyjnie krytykowanie wychodzi najlepiej. W swoim życiu czytałam wiele dobrych, bardzo dobrych i złych felietonów. W pomysle da Vidka ujeło mnie to, że to o czym pisze umiejscawia w Stargardzie i okolicy. Nie za duzo mamy prozy z naszym miastem w tle a dla mnie jest to miłe i będe da Vidkowi życzyła by moja wizja stała sie realna. Pozdrawiam
taka (89.229.111...) 28-02-2011 21:19
7.
Żeby żyć przyszłością ,trzeba najpierw dobrze poznać swoją przeszłość,choćby po to ,by ustrzec się dawnych błędów.