Uroczyste nadanie imienia Danuty Piecyk, kompleksowi obiektów sportowych przy Gimnazjum nr 2.
Ilość wyświetleń: 1990
W miniony piątek odbyło się uroczyste nadanie imienia Danuty Piecyk, kompleksowi obiektów sportowych przy Gimnazjum nr 2 w Stargardzie Szczecińskim. Danuta Piecyk była 23-krotną mistrzynią Polski, medalistką mistrzostw Europy oraz rekordzistką świata w biegu na 400 m przez płotki oraz uczestniczką Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 r.
Wniosek o nadanie imienia Danuty Piecyk kompleksowi obiektów sportowych Gimnazjum nr 2 w Stargardzie Szczecińskim, wpłynął do prezydenta miasta 28 czerwca 2012 r. Wnioskodawcą był Stargardzki Klub Olimpijczyka, wspierany przez Zachodniopomorską Radę Olimpijską. Petycja zyskała poparcie zarówno rodziny Danuty Piecyk, jak i dyrektora Gimnazjum oraz członków Stargardzkiej Rady Sportu. Podczas sierpniowej XX sesji Rady Miejskiej, radni jednogłośnie przyjęli projekt uchwały.
W miniony piątek w uroczystości nadania imienia Danuty Piecyk kompleksowi sportowemu, wzięły udział władze lokalne, nauczyciele i uczniowie Gimnazjum nr 2, rodzina wybitnej lekkoatletki oraz polscy olimpijczycy, m. in. lekkoatleta Stanisław Wagner, bokser Krzysztof Pierwieniecki,wioślarz Roman Kowalewski, pływak Władysław Wojtakajtis.
Podczas uroczystości akt nadania imienia odczytał przewodniczący Rady Miejskiej Wiesław Masłowski, który następnie wraz z prezydentem miasta Sławomirem Pajorem, przekazali pamiątkowe uchwały na ręce rodziny Danuty Piecyk oraz dyrektorki Gimnazjum nr 2. Szkoła została również wpisana w poczet członków Zachodniopomorskiej Rady Olimpijskiej. Kompleks sportowy przy Gimnazjum nr 2 składa się z boisk do gry w koszykówkę oraz piłkę nożną, a także hali sportowej.
Urodzona w sierpniu 1950 roku w Stargardzie Szczecińskim, Danuta Piecyk była wybitną lekkoatletką, mistrzynią Polski, medalistką mistrzostw Europy, rekordzistką świata w biegu na 400 m przez płotki. Startowała także w Igrzyskach Olimpijskich XX olimpiady w Monachium w 1972 roku. Była wychowanką i przez lata zawodniczką jednego z najstarszych klubów sportowych w mieście – Ludowego Klubu Sportowego Pomorze, a następnie była zawodniczką Gwardii Olsztyn. Po zakończeniu kariery sportowej, była policjantką. Zmarła w kwietniu ubiegłego roku w Olsztynie.
Nie znałem Danuty Piecyk, zanim zaistniała na bieżni wyemigrowałem, ale klimat tamtych lat, kiedy Stargard sportowo buzował, wspominam z nostalgią. Jestem absolwentem podstawówki Nr 2, tylko klas od IIIa do Vb, lecz pamiętam… W ówczesnym „kompleksie” na szkolnym klepisku ćwiczyliśmy gimnastykę szwedzką, w siwej hali testowaliśmy złodziejski skok przez skrzynię, kopaliśmy ciężką piłkę, uganialiśmy się w nijakiego palanta, zbijało się też koleżanki w dwa ognie. Za szkołą klipa, w krzakach karciane 66 i tłumione wiwaty w durnia. Modny był „świetlicowy” cymbergaj, przejściowo szachy i ping pong. Zimą, w 30-minutowej przerwie biegiem po zmarzniętych muldach do o ok. 500 m kruchego lodu na stawie przy Sportowej. W tym czasie nieliczni osuwali się z górki na jednej łyżwie, ponieważ najczęściej drugiej nie było. Ale, ale - zachwycaliśmy się pływakami Raczyńskim, Wojtakajtisem, Paradowską, podziwialiśmy bokserów Izydorczyka i Hartyniuków, a jakże - kolarzy Pruskiego i Praska, niektórzy oszczepnika Sakowa z wynikiem ponad 77 m! i nieco później piłkarza Wragę w II-ligowych Błękitnych. To były czasy! Miasto gościło mistrza olimpijskiego Chychłę, pięściarzy braci Pińskich, długodystansowców Krzyszkowiaka, Chromika i Jochmana, rekordzistę świata w motylku Petrusewicza, prywatnie męża piosenkarki Rawik, renomowanego sztangistę Białasa oraz historycznych cyklistów Wójcika i Wrzesińskiego w TdP. Za miedzą w Szczecinie brylowali na bieżni znakomici milerzy, Potrzebowski i Lewandowski, zaś super utalentowany piłkarz Kielec w niezapomnianej Pogoni, no, no… Gdyby nie śląscy „rasiści”, wybiłby się… Oj się wybiłby! Wyliczanką mógłbym e-młódź stargardzkiej rasy nizinnej przynudzać, marniejące pokolenie się lękające, stroniące od marzeń. Wtedy jednak w zbieraninie nad Iną spalała się pochwalna energia, ludziom towarzyszyła chęć oderwania się od szarości zniszczonego wojną miasta i wyjście z szarych skromniutkich hal szkolnych i opuszczenie (wreszcie) żużlowych bieżni i okazjonalnie koszonych boisk. Przyznaję, szanowaliśmy działaczy, coachów i trenerów, często postaci bezinteresownych a nawet filantropów. Obecnie, przyznaję uroczyście, jest nieporównanie szykowniej, tyle tylko, że - jakoś tak się klimat wyczuwa, być może się mylę? - smutniej. Na pewno smutniej.