Sławomir Stańczyk ze Stargardu w swoim żywiole. Rywalizował z dwiema paniami. Fot. prywatne
Ilość wyświetleń: 1914
W 1444. odcinku Koła Fortuny wystąpił stargardzianin. I choć nie miał szczęścia, bo bankrut pozbawił go w trzeciej rundzie kilku tysięcy złotych, to jak mówi – najważniejsza była dobra zabawa.
Sławomir Stańczyk opowiada, że od zawsze lubił język polski, językowe łamigłówki i różne zgadywanki. Od lat ogląda Koło Fortuny i razem z uczestnikami, siedząc przed telewizorem, odgaduje hasła. Któregoś dnia zaświtał mu w głowie pomysł, by też wysłać swój akces. I tak zrobił, 27 grudnia 2017 roku.
- Lista chętnych do programu sięga około 100 tysięcy osób – opowiada stargardzianin. - Na odpowiedź na moje zgłoszenie czekałem… ponad 2,5 roku. Kiedy producenci już się odezwali – a był to 23 lipca 2020 roku - wysłałem wypełnioną ankietę. Po dwóch miesiącach dostałem zaproszenie na casting. Niestety zachorowałem na covid i byłem w izolacji, więc jechać do Warszawy nie mogłem. Powiedzieli mi, żebym się odezwał za jakiś czas. Odpuściłem sobie. Ale po pewnym czasie, to było wiosną 2022 roku, zadzwoniłem. Pod koniec marca dostałem zaproszenie na casting. Brało w nim udział 50 osób. A takich castingów w ciągu tylko jednego dnia jest kilka. Dostaliśmy 20 haseł z pojedynczymi literkami i trzeba było je odgadnąć. Mieliśmy na to 20 minut. To było trudne zadanie. Odgadłem chyba pięć, może sześć haseł. W drugiej części była prezentacja przed kamerą.
Ale ta nie przysporzyła stargardzianinowi większych problemów. Wszak na co dzień występuje przed dużą publiką i prowadzi imprezy. Zajmuje się promocją i organizacją imprez sportowych w stargardzkim Ośrodku Sportu i Rekreacji. Ale też pracuje z młodzieżą w Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii. Stargardzianin ostatecznie otrzymał telefon z zaproszeniem na nagranie i 26 kwietnia ub.r. pojechał z bratem Tomkiem do Warszawy. Następnego dnia w studio ATM nagrano odcinek z jego udziałem, a przed i po nim, jeszcze cztery odcinki. W studiu nie było publiczności, zrezygnowano z jej udziału w roku pandemicznym. W kilkupiętrowym budynku przy ul. Wał Miedzeszyński nagrywane są też inne teleturnieje.
- Poproszono nas, by zabrać 3 komplety ubrań, z wyłączeniem rzeczy białych, bez logotypów i widocznych marek – opowiada. – Na miejscu przygotowano nas, wspólnie dobieraliśmy ubrania i zaczęło się nagranie. Trwało nieco ponad pół godziny, a zleciało jakby to było pięć minut. Przyznam, stres był ogromny, nie pamiętam połowy tego, co mówił reżyser przed nagraniem. W domu, w fotelu, była niemal stuprocentowa skuteczność w odgadywaniu haseł. Tam, możesz znać hasło, ale jeżeli nie ty kręcisz kołem, tylko rywale, znajomość hasła nic nie da. W piątej rundzie, w której teoretycznie do zgarnięcia są najwyższe kwoty, nie zakręciłem kołem ani razu. Tak się niestety ułożyła gra. No i miałem pecha. W trzeciej rundzie trafiłem złotą kartę, a chwilę potem „wykręciłem” bankruta. W czwartej rundzie, w pośpiechu odgadując hasło, użyłem słowa „elektroniczna”, zamiast „elektryczna”. Ale tu jednak zagrał stres i pośpiech.
Pan Sławek występował z Izabellą z Warszawy i Natalią z Tychów. Wszystko było na żywo i prawie bez dubli.
- Raz tylko było powtórka ujęcia, bo Norbi, który prowadzi teleturniej z pomocą Izabeli, która odsłania literki, pomylił się w zapowiedzi kolejnej gry – opowiada uczestnik. - Po dwóch rundach były krótkie przerwy organizacyjne na poprawienie makijażu, napicie się wody.
Fot. prywatne
Od zgłoszenia do emisji programu upłynęło 5 lat. Stargardzianina można było oglądać na „dwójce” 2 lutego. Do finału nie przeszedł, a wygraną, około 16 tysięcy złotych, zgarnęła Izabella ze stolicy. Rodzinie i znajomym nie zdradził, jak mu poszło. Tego dowiedzieli się podczas emisji, 2 lutego. Stargardzianin oglądał odcinek ze swoim udziałem razem z młodzieżą z MOS, gdzie pracuje.
- W sumie wygrałem jedną rundę i 600 zł – opowiada Sławomir Stańczyk. – Na bilet do domu starczyło, ha ha. Ale nie o pieniądze mi przecież chodziło. Lubię łamigłówki i gry. To była fajna przygoda. Do tego, w drodze powrotnej przeżyliśmy z bratem i innymi pasażerami ewakuację z pociągu w Kutnie, bo rzekomo ktoś podłożył bombę. Potem spóźniliśmy się na przesiadkę w Poznaniu i do domu wracaliśmy busem. Także emocji było pod dostatkiem. Mam kontakt z uczestniczkami programu do dziś, tak samo jak z kolegą z Poznania, którego poznałem podczas castingu. Pierwszy raz brałem udział w teleturnieju. Wysłałem już zgłoszenie do innego i czekam na odpowiedź.
JA TEZ SIE ZGLOSIŁAM-CZEKAM PARE LAT-ALE PO PRZECZYTANIU JAK TO WYGLADA TO CAŁE PRZYGOTOWANIE-TO JUZ NIE CZEKAM JESLI DOSTANE ZAPROSZENI TO PODZIEKUJE!Ps. PRZED TEL.TO TAK PROSTO I SZYBKO SIE ODGADUJE
KRYSTYNA (176.221.124...) 07-02-2023 12:13
5.
,,I JESZCZE TE CHOLERNE BANKRUTY'''' MOZE BYM NAWET NA BILET NIE UGRAŁA I NIE MIAŁA ZACO WRÓCIC Z WARSZAWY.